April 11, 2011

JUST SAY NO TO FAMILY VALUES




The latest DVD from Austrian INDEX includes Karol Radziszewski's "Fag Fighters: Prologue" video.

JUST SAY NO TO FAMILY VALUES - John Giorno/Antonello Faretta, Keren Cytter, Maria Petschnig, Patrycja German, Jaan Toomik/J. Paavle/R. Laius, Karol Radziszewski, Deborah Schamoni, Paolo Mezzacapo de Cenzo

The title of the compilation JUST SAY NO TO FAMILY VALUES is borrowed from the eponymous video, and is in line with the work as statement and clear commentary on the current increasingly recognizable conservative backlash. In their short video, filmmakers John Giorno and Antonello Faretta unabashedly celebrate hedonism with an emphatic gentleness and poke fun at conservative positions in a lyrical speech act. The aim of the compilation is to cast a multi-part glance from various perspectives and geo-political contexts on body and gender roles as well as sexual politics. (Dietmar Schwärzler)


Language: Original versions with english subtitles
Total running time: 91min
Extra: 20 pages booklet, bilingual English-German


To purchase the DVD please visit the INDEX website

April 1, 2011

Interview with Szymon Malecki

[English version below]

Kolejna DIKowa rozmowa z serii: młodzi, zdolni, oryginalni. Tym razem poznajcie Szymona – 27 lat, fotograf i muzyk, gra w Rotofobii, a obecnie pracuje nad solowym projektem muzycznym (impersonal detachment), w ramach którego m.in. będzie śpiewać (po raz pierwszy). Z DIK Fagazine postanowił podzielić się zdjęciami portretującymi brata Marcina, z którym odbył wycieczkę do Argentyny.



Szymon by Marcin


Karol Radziszewski: Jak długo chodujesz brodę?
Szymon Małecki: Z pół roku. Pojechałem na miesiąc do Maroka, tam się zapuściłem i już nie wróciłem do dbania o siebie.
KR: Najpierw byłeś takim gładkim chłopcem, potem miałeś wąsy, a teraz konkretna broda.
SM: U mnie wogóle występuje dosyć duża dynamika. Nudzę się szybko. A tak bezpośrednio, to zainspirowało mnie zdjęcie przodka, bo przeprowadziłem się do mieszkania po mojej zmarłej babci i tam znalazłem zdjęcie pradziadków. Pradziadek miał takie krzaczaste wąchole, zupełnie zaniedbane i zapuszczone. Wyglądały jak jakieś krzaki.
KR: Pradziadek też był rudy?
SM: Nie wiem, czarno-biała fotografia.
KR: Czy Rotofobia jeszcze istnieje?
SM: Sebastian jest teraz w Londynie, więc trochę przycichło. On musi przyjechać tu albo ja tam, żebyśmy mogli zagrać koncert, ale kończymy powoli płytę. Niedawno powstał teledysk do premierowego singla (Echo). Odkąd odszedł perkusista, nastawiony bardziej na rock-n-rolla, otworzyliśmy głowy na inne rzeczy i nowy materiał nie będzie miał wiele wspólnego z tym co kojarzono z nami dotychczas, z tym indie, które pokutuje jakoś cały czas.
KR: No właśnie, pamiętam, że jak graliście koncery, to jako Ci młodzi, ładni chłopcy wzbudzaliście szał publiki. Byliście ogoleni, gładcy, starannie ubrani.
SM: Staramy się dbać o siebie, na scenie szczególnie.
KR: Teraz, jak rozumiem, wystąpisz już z nowym image?
SM: Tak.
KR: I nie swędzi ta broda?
SM: Nie, tylko stopniowo jak rosną wąsy, to coraz trudniej się całować.
KR: OK. A ten wyjazd do Argentyny, gdzie zrobiłeś zdjęcia, które pokazujemy teraz na DIKu, to były poprostu wakacje?
SM: Ojciec wysłał nas razem, w ramach prezentu. Nigdy wcześniej z bratem nie podróżowałem, nie spędzaliśmy dawno tyle czasu wspólnie, nie mieszkamy razem, więc to było dosyć ciekawe doświadczenie. Dwa tygodnie ze sobą non stop.
KR: Wspomniałeś, że te foty powstawały gdzieś tam z myślą o DIKu?
SM: Trochę tak. Mój brat jest gejem, więc to był jakiś podstawowy link do tego. To dość osobista sesja i pomyślałem, że takie rodzinne spojrzenie mogłoby być interesujące. Wiadomo, że nie chodziło o jakieś kontrowersje, to są spokojne zdjęcia, takie wakacyjne.
KR: Powstawały jako seria?
SM: Zawsze fotografuję rzeczywistość naokoło siebie, a że mój brat był jedynym człowiekiem z którym tam byłem, więc stał się w naturalny sposób moim modelem. Oprócz landszaftów i architektury, pojawiały się też portrety.
KR: Łatwiej Ci fotografować kogoś kogo dobrze znasz?
SM: Najłatwiej jest fotografować kogoś, kto już przywykł, że go dużo fotografuję. Mój brat na tym wyjeździe musiał się bardziej otworzyć, bo nie był przyzwyczajony do obiektywu.
KR: Spinał się?
SM: Na początku nie wiedział co ma robić. Natomiast niektórzy ludzie, których jakoś dłużej fotografuję, są takimi kotami, sami generują sytuacje i nie ma zupełnie spiny.
KR: Czyli wolisz fotografować znajomych?
SM: Tak. Czasem tak mam z dziewczynami – możesz popatrzeć na zdjęcie i widzisz w jej spojrzeniu w obiektyw coś szczególnego. Widać co nas łączy, albo ona generuje coś...
KR: Rodzaj flirtu?
SM: Może tak. Jak fotografuję swoje dziewczyny, to zawsze jest coś trochę innego w ich spojrzeniu.
KR: Czyli jak fotografujesz swoich kumpli, to inaczej na nich patrzysz?
SM: Nie, z mojej strony nie. To znaczy wybieram może inne ujęcia, np. z kumplami nie robię aktów, ale to wynika chyba bardziej z czegoś innego, szczególnie kiedy model patrzy w obiektyw. Ja staram się być przezroczysty. Zdjęcia mają to do siebie, że czasem bardzo kłamią – możesz bardzo pięknie sfotografować ludzi, którzy nie do końca są piękni, albo poprzez sam klimat możesz tworzyć dodane wartości. Z drugiej strony zdjęcia mogą też obnażyć prawdę. Czasem zaskakuje mnie, że robię zdjęcie i potem widzę coś, czego nigdy nie dostrzegałem, a na tym zdjęciu jest to nagle widoczne. Miałem sytuacje, że na kliszy wychodziła prawda, która była ukryta, albo którą ktoś starał się zasłonić.
KR: Z bratem też tak było?
SM: Różnie. Czasem wyglądał jak nie on, a czasem zrelaksowany zapadał się już w fotel i nie było to akurat atrakcyjne fotograficznie. Na takich wyjazdach początkowo na wszystko patrzysz świeżym okiem. Ja przez pierwsze dwa dni zawsze robię dużo zdjęć, bo wiem, że już potem nie będę miał do tego dostępu, nie będę tak widział.
KR: Ten tekst, który towarzyszy fotom, też jest dość impresyjny.
SM: To opis naszego krótkiego wypadu z Buenos Aires do Urugwaju, do Montevideo.
KR: Robienie zdjęć bratu sprowokowało jakieś szczególne rozmowy?
SM: Raczej nie. Najbardziej lubię fotografować, kiedy ludzie są jakoś nieobecni, nie ma żadnych emocji na ich twarzy. Generalnie mało robię zdjęć wykoncypowanych, projektów, raczej spontanicznie dokumentuję rzeczywistość.
KR: Dlatego prowadzisz bloga, to forma dziennika?
SM: W jakimś sensie tak. Na zdjęciach jest dużo moich znajomych, oni potem chcą to obejrzeć, więc blog mi daje łatwość w komunikacji z ludźmi, którzy są dookoła mnie. Jestem zbyt leniwy, żeby spędzać tyle czasu przy komputerze i wysyłać im to na maila. Z czasem formuła się wyklarowała i jeden post to jest jedna rolka filmu, która ma swoją historię. Nawet jeśli jednego dnia robię trzy rolki, to i tak nie wycinam z tego osobnej historii, cyklu.
KR: Czyli takie sety z życia, z całą przypadkowością?
SM: Tak. Teraz udało mi się trochę nadrobić zaległości, w zeszłym tygodniu wrzucałem jeszcze listopad ubiegłego roku.
KR: Długo już fotografujesz?
SM: Na osiemnaste urodziny zażyczyłem sobie aparat, który miałem wcześniej upatrzony i poprostu zacząłem robić zdjęcia.
KR: Ostatnio chyba więcej masz zdjęć atmosfer, bardziej klimatów, niż konkretnych wydarzeń.
SM: No trochę dojrzałem, lubię szukać takich niedopowiedzianych przestrzeni, jakiejś transcendencji. Lubię spokój na zdjęciach.
KR: Wcześniej chyba było więcej fot dynamicznych, imprezowych?
SM: To też się zdaża oczywiście, czasem chodzę na imprezy. Chociaż ostatnio nie piję alkoholu, już od dwóch miesięcy, więc te moje imprezy troszeczkę ewoluowały, wcześniej wracam do domu.
KR: No właśnie, te Twoje eksperymenty. Teraz jesteś na głodówce. Który dzień?
SM: Pierwszy dopiero. Myślę, że trzy dni są potrzebne, żeby układ pokarmowy się oczyścił i odpoczął sobie zupełnie.
KR: Czyli pijesz tylko wodę?
SM: Tak. Jak byłem w liceum, to nastukany obejrzałem "Rozmowy w toku" z Ewą Drzyzgą i zainspirowany programem trzy dni potem nie jadłem. Inedia to się nazywa.
KR: Ale pije się coś?
SM: Różnie. Można też robić takie posty suche, kiedy nic nie pijesz. Chodzi o oczyszczenie organizmu. Ludzie jedzą za dużo, źle, zapychają swój żołądek. Maksymalnie możesz nie jeść przez czterdzieści dni.
KR: Jak Chrystus na pustyni.
SM: Tak.
KR: Ale pić trzeba?
SM: Niektórzy nie muszą, ale większość ludzi powinna. Trzy dni oczyszcza ci się układ pokarmowy, tydzień oczyszczają ci się wszystkie płyny ustrojowe, dwa tygodnie oczyszczają się tkanki miękkie i ścięgna, a po tych czterdziestu dniach oczyszczają ci się kości i twój organizm sam się leczy, całkowicie przełącza się na wewnętrzne odżywianie. Ale czterdzieści dni to jest okres niebezpieczny, a jeszcze trzy dni dłużej to już umierasz.
KR: Ile najdłużej głodowałeś?
SM: Pięć dni, a potem poczułem, że już czas żeby coś zjeść. Byłem dwa dni po jakimś ostrym melanżu, wypłukany strasznie tym alkoholem i to by było strasznie głupie, żeby się głodzić zaraz po takim przelocie.
KR: A teraz nie pijesz alkoholu?
SM: Jak byłem w Maroku, to się nie opieprzaliśmy z tematem i codziennie paliliśmy. Tam mają miesiąc postu, kiedy jest Ramadan, więc wymyśliłem, żeby zrobić anty-Ramadan, kiedy jest jaranie non stop przez miesiąc. Po powrocie próbowałem sobie jakąś ascezę narzucić. Wiele eksperymentowałem z narkotykami i alkoholem wcześniej, więc teraz chciałem poeksperymentować trochę z trzeźwością. Było to trudne, bo autodestrukcja się upominała i wciąż nadażały się okazje, żeby się upierdolić. Raz wyszedłem w południe z Luzter, po takim grubym melanżu, i jak się w domu obudziłem, to stwierdziłem, że mogę zostać już nudziarzem i się ograniczyć. Rzuciłem palenie, alkohol, przestałem jeść mięso. Mam grupę ARh+ co podobno oznacza, że jestem potomkiem rolników i jedzenie brukwi jest dla mnie dobre.
KR: Jak się ostatnio spotkaliśmy, to powiedziałeś, że szykujesz się już na koniec świata.
SM: W jakimś sensie tak, już od dawna mam takie refleksje, że akceleracja tempa życia i hiperinformacyjne społeczeństwo są niepokojące, jeśli się będzie w tym tempie rozwijać, to musi w którymś momencie pieprznąć w ścianę. Jest jeszcze szansa, ale to trzeba by większą woltę świadomościową wykonać.
KR: Czyli broda do pasa, boso...
SM: No jest ta teoria, że w przyszłym roku będzie koniec. W zasadzie teorie są różne, że układ słoneczny przejdzie przez równik galaktyki, Ziemia się przebiegunowi, będą burze na słońcu. Konsekwencje takich zjawisk nie są wesołe, więc może dobrze byłoby mieć wielką brodę wtedy.
KR: Będziesz gotowy.
SM: No chyba tak.


www.szymonmalecki.com
www.myspace.com/impersonaldetachment




DIK Fagazine presents another conversation from "young, able, original" series. Meet Szymon – aged 27, photographer and musician, plays in Rotofobia band, recently working on his solo project (impersonal detachment). With DIK Fagazine he shares portraits of his brother Marcin, taken on their trip to Argentina.


self-portrait


Karol Radziszewski: How old is your beard?
Szymon Malecki: About half a year. I've spent last November in Morocco, there I've stopped taking care of my hair and I haven't done it since.
KR: At first you were a sleek-faced boy, then you had a moustache and now a propper beard.
SM: My looks are pretty dynamic. I get bored easily. But the direct inspiration was a photograph of my ancestor. I've moved to my late grandma's apartment and found a picture of my great grandparents. My great grandfather had this bushy moustache, totally neglected and unkempt. Looked like some kind of bush.
KR: Was his hair red, like yours?
SM: I don't know. Black and white photograph.
KR: Does Rotofobia still exist?
SM: Sebastian lives in London now, so it's pretty calm. He has to get here, or I have to go there to make a gig possible, but he's about to finish our debut album. Video for our first single (Echo) is out. Since the departure of our drummer, who used to think in rock-n-roll terms, we have opened our minds for other things and we will not sound much like we did before. Most people still think of Rotofobia as an indie-rock band.
KR: Right, I can remember, when you were still playing, it were these young, pretty boys who used to get the audience mad. You were clean-shaven, smooth, neatly dressed.
SM: We try to take care of ourselves, especially on stage.
KR: Now you'll perform with your new image?
SM: Right.
KR: And does it itch, this beard?
SM: No, but gradually as the mustache grows, it's getting harder to kiss.
KR: OK. About this trip to Argentina, where you took the pictures, was it just a regular vacation?
SM: The trip was a gift from our father. It was our first voyage, it's been some time since we've spent so much time together. We don't live together, so it was an interesting experience. Almost two weeks seeing each other every day.
KR: You have mentioned that you have taken this pictures, thinking about DIK.
SM: Yes. My brother is gay, so that was the basic link. This session is rather personal and I thought that this family perspective might be interesting. No controversial stuff, just peaceful photographs, vacation.
KR: They were meant as a series?
SM: I photograph surrounding reality and my brother was my only companion, so he naturally became my model. Among landscapes and architecture, portraits emerged.
KR: Do you prefer to portray people you know well?
SM: It is easiest when people are used to both camera and myself behind it. My brother had to relax a bit, he wasn't used to being photographed on a daily basis.
KR: Was he tense?
SM: He didn't know what to do. Some people, I've been doing for quite some time, are so smooth, that I don't have to do anything anymore. I don't need to tell them what to do, they act on their own and are totally relaxed.
KR: So you prefer to photograph your friends?
SM: Yeah. Sometimes it happens with girls - sometimes when you look at the picture, you can see something special in the way they look into the lens. You can catch a relation in the eyes.
KR: Some kind of a flirt?
SM: Maybe. There is always something special, when I take pictures of my girlfriends.
KR: So it's different story, when you portray guys?
sM: No, not from my point of view. Maybe I decide to take different shots, I don't do nude pictures with men, but that's not the point, especially in the pictures when they look at the camera. I just try to get transparent. Photographs are capable of lying. You can take a beautiful shot of someone not very beautiful, or with a certain mood you can create some added values. On the other hand pictures are capable of unveiling the truth. My pictures sometimes surprise me, I look at one I've taken and see something, I haven't noticed before – the picture makes it apparent.
KR: Did it happen with your brother?
SM: Sometimes he looked like someone else, sometimes he got so relaxed that he sunk into an armchair and it wasn't interesting visually. When you go on a trip, you have a fresh eye for everything. During first two days I always try to take lots of pictures, I know that in two or three days, it will be impossible, I won't see it that way.
KR: This text, accompanying your photos, is pretty impressional.
SM: It is a portraiture of our little trip to Montevideo in Uruguay.
KR: Did all those pictures provoke some special conversations?
SM: Not really. What I like the most is to portray people, when they seem absent, show no emotion. I don't do much conceptual stuff, rather shoot instant surrounding reality.
KR: That is why you have your blog? Is it a form of a diary?
SM: In a way, yes. There are lots of my friends in my pictures, hey want to see their portraits, blog makes it real easy to communicate with people. I'm far too lazy to email all this shots. Rules turned out to be quite easy, one post is one film with it's own story. Even if I expose three films in one day, they make their little stories.
KR: Excerpts from life? With all the fortuitousness?
SM: Yeah. Recently somehow I've overcame some arrears, last week I've finished posting last November.
KR: How long have you been shooting?
SM: I got my first own camera for my 18th birthday, I've chosen it myself and I've just started shooting.
KR: Lately, you have been shooting more atmospheres, more climates or maybe more ambiene than specific events.
SM: I've grown up a bit, I like to chase this unspoken space, search for transcendece. I like stillness in pictures.
KR: There used to be more dynamic shots, party stuff.
SM: It still happens, sometimes I hit the town, but I don't drink at all, it's been two months now and my partying evolved a bit, I'm home early.
KR: Oh yes, your experiments. You're on a starvation diet. Which day is it?
SM: First one. It takes three to let your digestive system rest and clean itself.
KR: So it's only water for now?
SM: Yes. Back in the high school, I got high and watches "Rozmowy w toku" with Ewa Drzyzga (polish talk-show and it's host) and got inspired by the show, I haven't eaten for three days. It is called inedia.
KR: But you have to do drink something?
SM: It depends. You can try this dry starvation diet, when you don't. It is all about getting your body clean. People eat far too much, really bad food, they just stuff their stomachs. It is possible not to eat for forty days.
KR: Just like Jesus on the desert.
SM: Yes.
KR: But do you have to drink?
SM: Some poeple don't, but most really should. Three days to purify your digestive system, a week purifies all your body fluids, two weeks for soft tissues and tendons, after forty days your bones are renewed and your bidy heals diseases, it switches to inner nutrition. But 40 is a dangerous number – three more days and you are dead.
KR: Your longest starvation?
SM: Five days, then I felt it's time to eat something. It was right after heavy two days party, rinsed with booze and it was pretty stupid to start this diet after such treatment.
KR: And now you don't drink alcohol?
SM: Back in Morocco, we used to smoke every single day. They have Ramadan there, full months post, so i figured out, we could have anti-Ramadan, when you smoke for a month. After i got back to Poland, I thought about some asceticism. I used to experiment with drugs, it was time to experiment with sobriety. It was hard at first, self-destruction was strong within myself, there's always an opportunity to get wasted. One day, around noon, I got out from Luzztro club (right place to get high in Warsaw) and after some sleep I've decided I'm ready to get boring. No smokes, no booze, no meat. My blood type is ARh+, which means I am a descendant of farmers and eating turnip is good for me.
KR: Last time we've seen, you said you're getting ready for the end of the world.
SM: In a way it's true, I have this feeling, for quite sme time, that pace of life is accelerating and information circulation rate is really disturbing and if it will go on like that it has to crash one day. There is still a chance, but it requires some bigger consciousness stunt.
KR: So a beard to your ankles, bare feet...
SM: There is this theory, that next year it's the end. Actually there are many, the galactic equinox, polar shift, sun storms. It doesn't sound very nice, so maybe it's a good idea to grow a beard.
KR: You'll be ready.
SM: I guess.


www.szymonmalecki.com
www.myspace.com/impersonaldetachment

























[English version below]

Wysiedliśmy dziesięć minut przed północą. "Dojechaliśmy jeszcze dzisiaj", zażartował Brat. Olaliśmy taksówkę i zaczęliśmy iść w stronę centrum. Obaj byliśmy głodni. Tramwaj się spóźnił i nie mieliśmy czasu nic zjeść tego dnia. Ja do porannej kawy zjadłem trzy półksiężyce, co wcale nie było do mnie podobne, ale widocznie miałem jakieś złe przeczucia. "Nie jesteśmy przecież zdesperowani, nie jedzmy w pierwszej lepszej pizzerii" powiedziałem do Brata. "Możemy zjeść w drugiej gorszej." Możemy. Zwłaszcza, że muszę im tłumaczyć moim wybitnym hiszpańskim, że ma być bez grzybów i bez sera. W najlepszym wypadku znowu mnie wyśmieją, jak w La Continental.
Poszliśmy dalej, ale knajpy zniknęły. Pojawiły się za to dziwki. Pierwszy był uroczy transwestyta, kręcący tyłkiem do muzyki z walkmana. Był sam. Kolejne grupki dziewcząt wyglądały jak naspidowane dresiary. "Szybciej tu coś wyruchamy, niż zjemy", zauważyłem. Po krótkiej, nieudanej próbie sprzedania swojej dupy, przełączały się w tryb agresora. Zapewne myślały,że jesteśmy pedałami. Co nie było znowu takie dalekie od prawdy. "To nie jest moja wina, że wyglądasz jak pedał," skomentował Brat.
Za wydziałem architektury skręciliśmy na centrum i szybko znaleźliśmy pizzerie. Brat uznał głośną muzykę i pełny lokal za dobry znak. Kelnerki były naprawdę niezłe, obie po lekkich, naprawdę nieznacznych poprawkach, mogłyby poważnie zająć się psychobilly. Brat znowu bez sera, więc dla równowagi ja zamówiłem cztery. W zasadzie interesowała mnie muzarella i niebieski, jakie były pozostałe dwa - nie wiem.
Szliśmy jakieś pół godziny na stare miasto, a na głównym placu jacyś lokalsi skomentowali nasz widok: "Beautiful!" Byłem zdezorientowany. Do dziś nie wiem, co to miało znaczyć. Zaraz potem jakiś sympatyczny koleżka zaproponował nam marijuane. "Muchas gracias", podziękowałem grzecznie. Jakkolwiek nie miałem na nią ochoty, ani bletek, zrobiło mi się głupio, że nie zapytałem Brata. W końcu byłem jego tłumaczem. "Wybacz, że nie zapytałem, może ty miałeś ochotę?" Myślę, że tamto pytanie zrozumiał bez mojej pomocy.
Głośna muzyka skierowała nas w lewo. Szukaliśmy hotelu, bo interesował nas wyłącznie prysznic, spacer już nie sprawiał przyjemności. Nienawidzę jak mi się lepią dłonie i twarz. A teraz trwało to już kilka godzin. Muzyka okazałą się być głównie upierdliwą trąbką. Ludzi było nawet sporo, ale jak dla mnie wyglądało to na chujową imprezę. Obok był hotel, ale poszliśmy dalej od tego hałasu. Po dziesięciu minutach byliśmy z powrotem. Kupiliśmy prysznic za hałas.



We got out of the bus ten minutes before midnight. "We made it today", said my brother. We passed the cabs and started towards the city center. We were both hungry. Our water tram was late and we didn't have time to eat anything today. I've had three medialunas with my morning coffee, which wasn't my thing, but I suppose I had some bad feelings about this.
"We are not desperate, we don't have to eat at first pizza spot we find", I said do my brother. "We don't have to eat at the second, either." No, we don't. I have to explain to them, in my brilliant Spanish, that it has to be without mushrooms and cheese. Probably they will laugh at us, like they did in La Continental.
We went on. Bars and restaurant disappeared. Hookers appeared in their place. The first one was an adorable transvestite, moving his ass to the rhythm of the music from his walkman. Then there were groups of cheap looking girls and they all seemed to be high on speed. "It's easier to get laid, then to eat around here", I said. After short, pointless attempt to sell their bodies, they switched to some kind of aggressive manner. They probably thought we were gay, which wasn't that far from the truth. "It's not my fault, you look like a fag", said my brother.
After we passed the faculty of architecture's building, we turned right and found some pizza pretty soon. My brother recognized crowd and loud music as a good sign. Both waitresses were really hot, after some tiny, really minor adjustments, they could go for full-time psychobilly. My brother had it without the cheese again, so I took four. I wanted only muzarella and blue cheese, I didn't know what the others were. I didn't care.
It took us another half of an hour to get to the old town. On the main square, some local people commented on our appearance: "Beautiful!" I was confused. What the fuck that supposed to mean? Right after that, some young fellow offered us grass. "Muchas gracias", I thanked him politely. I didn't want to smoke, nor had any rolling papers, but I felt bad about not asking my brother. "Forgive me not asking you, maybe you care for some weed?" I guess he figured out that one without my help.
Loud music made us turn left. We were looking for a hotel, we both really needed a shower and found no pleasure in walking anymore. I hate it when my face and palms of my hands are sweaty and it's been few hours now. Loud music turned out to be mostly some annoying trumpet. There were lots of young people, but the party looked like shit to me. There was a hotel, but we went on away from the noise. We were back ten minutes later. We traded peace for a shower.


All photos by Szymon Malecki. All rights reserved.